Strona:Emilka dojrzewa.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że ja umarłam. Ta myśl jest mi bodźcem i natchnieniem.

Napisałam te wyrazy kursywą, zanim się opamiętałam. Pan Carpenter mówi, że nadużywam kursywy. Powiada, że jest to manja wczesnej epoki wiktorjańskiej i że muszę koniecznie odzwyczaić się od tego. Doszłam do wniosku, że istotnie muszę się odzwyczaić od tej manji, bo zajrzawszy do słownika widzę, że być manjakiem nie jest wskazane, jakkolwiek nie jest to jeszcze tak źle, jak być opętanym. Znowu podkreślam! Ale zdaje mi się, że tym razem kursywa ma zastosowanie.

Czytuję teraz słownik codziennie po godzinie, aż ciotka Elżbieta przyjrzała mi się podejrzliwie i oświadczyła, że lepiejbym cerowała pończochy. Nie wie ona, dlaczego to jest niedobrze szperać godzinami w słowniku, ale zdaje jej się, że to musi być źle, bo ona sama nigdy nie odczuwa tej potrzeby. Ja tak lubię czytać słownik! (Tak, ta kursywa jest niezbędna, panie Carpenter. Zwykłe „lubię” nie oddałoby moich uczuć!). Słowa są czemś tak fascynującem. (Teraz przyłapałam się w porę na podkreślaniu, przy pierwszej sylabie!) Sam dźwięk niektórych wyrazów (naprzykład: „nawiedzany”, „mistyczny”) już budzi we mnie „promyk”. (O, Boże! Ależ ja muszę podkreślić „promyk”. To nie jest zwykły promyk, to jest najbardziej niezwykła i cudowna rzecz w całem mojem życiu. Kiedy to się budzi we mnie, mam wrażenie, że nagle ściana rozstępu je się przede mną i przez te nowe, skądinąd niewidzialne drzwi, zaglądam do samego nieba). Znowu kursywa! Och, widzę, że pan Carpenter ma

8