Strona:Emilka dojrzewa.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że Emilce jest już potrzebna nowa księga, kupował ją i ofiarowywał siostrzeniczce, nie zważając na gniewne spojrzenia ciotki Elżbiety. Tego dnia właśnie pojechał do Shrewsbury w tę zawieję śnieżną li-tylko po ten sprawunek, bez żadnego innego powodu. Tak więc Emilka była uszczęśliwiona, pisząc przy świetle świec i tego subtelnego, przyjaznego, odblasku ognia, gdy jednocześnie za oknami wiatr wył i gwizdał, wyginając gałęzie starych drzew, śląc płatki śniegu do słynnego ogródka Jimmy’ego i pastwiąc się nad Trzema Księżniczkami, jak stale nazywała Emilka trzy wysokie drzewa w kącie ogrodu.

„Lubię taką zadymkę wieczorną, gdy nie jestem zmuszona wyjść z domu”, pisała Emilka. „Kuzyn Jimmy i ja układaliśmy plany na następny sezon letni, a mianowicie, co zasadzimy w ogródku. Oglądaliśmy ceny w katalogu; sprowadzimy nasiona astrów czerwonych, ale będziemy pielęgnować nadal te złote astry, które teraz drzemią pod śnieżną kołderką. Lubię układać plany na lato, gdy za oknami szaleje taka oto zadymka. Doznaję wtedy wrażenia, jakgdybym odnosiła zwycięstwo nad czemś znacznie mocniejszem i potężniejszem ode mnie, a to dlatego tylko, że ja mam mózg, a zawieja jest ślepą siłą, straszną, lecz ślepą. Tego samego doznaję wrażenia, gdy tam, za oknem szaleją żywioły, a ja tutaj siedzę, bezpieczna w moim kąciku, przy moim kochanym kominku i śmieję się z nich. A to dzięki temu, że przed stu laty z górą pra-pra-pradziadek Murray zbudował ten dom i dobrze go zbudował. Zastanawiam się, czy za sto lat ktokolwiek odniesie zwycięstwo nad czemkolwiek, dlatego, że ja żyłam kiedyś na świecie, albo dlatego,

7