Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jesteśmy w rękach przeznaczenia.
— Zginęliśmy? — spytała miss Anna, przejęta nagłym dreszczem.
— Może jeszcze nie… — odpowiedział kapitan Hill. — Nie lękaj się, Anno, wszak mamy jeszcze poddostatkiem środków nato, by spuścić okręt na wodę, a gdyby wyspiarze próbowali wedrzeć się na pokład, to wystarczy nam i broni na odparcie ich ataków.
Następnie wyprostowawszy się, huknął:
— Rozwinąć fok, fokmarżagiel i fokbramżagiel!… Asthor, do steru!
W kilka chwil rozkazy te zostały wykonane. „Nowa Georgja“, uskrzydlona wiatrem, zwolna obróciła się w miejscu, starając się wydostać zpowrotem na pełne morze; zamiast tego jednak poszła wtył, zbliżając się ku strądowi Fidżi-Lewu. Jęk trwogi podniósł się między załogą, która widząc, że jest zagrożona rozbiciem koło krainy ludożerców, uważała się już za zgubioną. Kotwice zgrzytały i chrzęściły na grzępie rewy, która wydawała się jakby nieuchwytna dla żelaznych pazurów.
Na rufie posłyszano trzask, zrazu słaby, potem jakby zdwojony szurgotem innych trzeszczeń, które stawały się coraz silniejsze, w miarę jak statek cofał się wtył.
— Kotwicę na tył okrętu! — zawołał kapitan. — Prędzej, prędzej, bo możemy zginąć!
Na pokładzie znaleziono jedynie małą dragę. Tę przeniesiono na rufę i niezwłocznie spuszczono