Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go, za dwie godziny możemy znaleźć się o kilka leprów od wyspy.
— Przecież morze dokoła nas jest dosyć spokojne — zauważyła Anna.
— Nie morze ciągnie nas w tę stronę, tylko wiatr, który nabiega na nasz okręt, popychając go ku południo-wschodowi.
— Czy mieszkańcy Fidżi-Lewu są bardzo dzicy?
— Dzikość ich dochodzi do tego, że nawet bracia zjadają się pomiędzy sobą. Podobno są najohydniejszymi ludożercami z pośród wszystkich wyspiarzy oceanu Spokojnego. Nie chciałbym, by z nami stało się to, co z załogą „Union“.
— Co to była za „Union“?
— Piękny i mocny okręt amerykański, należący do nowojorskiego departamentu morskiego, z liczną załogą. W końcu r. 1799 wyruszył on ku wyspie Tonga-Tabu, która znajduje się niedaleko stąd, a zażywa nader złej sławy. Gdy dotarto do wyspy, dzicy napadli na okręt, zabijając kapitana i trzech marynarzy. Już mieli opanować statek, gdy sztorman odciął liny, na których uwiązane były kotwice, i wypłynął czem prędzej na pełne morze. Wyspiarze, którzy są równie obłudni jak dzicy, udali skruszonych i wyprawili do sztormana poselstwo z prośbą o powrócenie na wyspę i o zawarcie pokoju. Sztorman dał się wziąć na podstęp i począł lądować, spostrzegłszy jednak wporę, że dzicy zaczynają się przeprawiać celem opanowania okrętu, popłynął ostatecznie na pełne mo-