Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdzie mogliby być obecnie? — spytał kapitan.
— Nie wiem… jednakże odnajdziemy ich z pewnością.
To powiedziawszy, rozbitek jakby pogrążył się w głębokiej zadumie i nie odezwał się już ani słówkiem.
Kapitan Hill i jego córka zeszli z rufy i podążyli na przód okrętu, gdzie załoga windowała trzecią kotwicę, tak zwaną kotwicę nadziei, największą ze wszystkich i zaopatrzoną w grubą linę miasto łańcucha.
Morze dokoła okrętu było wciąż spokojne, lecz opodal poza taflą oliwy szalało bezustanku, hucząc straszliwie i wywołując pod pokrowcem owej gładzizny gwałtowne drgania, które dawały się we znaki i „Nowej Georgji“.
Kiedy niekiedy owa tłusta ciecz, połyskująca przy świetle błyskawic w okręgu o promieniu trzech czwartych mili, zbijała się i marszczyła pod naporem bałwanów i wichury, jednakże wkrótce wygładzała się zpowrotem, wprost z niewiarygodną mocą odbijając ataki rozpętanych żywiołów.
Póki nie brakło oliwy, póty była nadzieja ocalenia okrętu. Jednakże kapitan i Asthor spostrzegli niebawem, że kotwice, czyto wskutek małej odporności gruntu, czy też wskutek jego śliskości, zaczęły potrosze folgować, pozwalając się wlec w stronę wyspy ludożerców.
— Niemiłe odkrycie! — rzekł kapitan do Anny. — Jeżeli kotwice nie napotkają dna skaliste-