Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

goire przyrzekła, że w pierwszy pogodny dzień odwiedzi te kochane dziewczątka. Pan Gregoire nie odzywał się zatopiony w myślach, aż wreszcie powiedział głośno:
— Mój drogi, na twojem miejscu porzuciłbym upór i rozpocząłbym pertraktacye z Montsou. Oni mają wielką ochotę nabyć twe grunta a ty w ten sposób odzyskałbyś pieniądze.
Miał na myśli spór dawny pomiędzy koncesyonaryuszami Montsou i Vandame.
Pomimo niewielkiego znaczenia tej kopalni, potężną sąsiadkę gniewało to bardzo, że musi tolerować pośród swych obszarów rozciągających się na sześćdziesiąt siedm gmin wokoło tę małą jednę milę kwadratową, która była własnością cudzą. Długo usiłowano zniszczyć konkurentkę nie przebierając w środkach, teraz poczęto intrygować wiedząc, że tam poczyna źle iść. Chciano ją tanio kupić. Wojna wrzała bez ustanku i zawieszenia broni. Każdy nowy chodnik zbliżał przeciwników o paręset metrów, do siebie. Była to walka na śmierć i życie mimo, że stosunki wzajemne dyrektorów i urzędników pełne kurtoazyi nie zdradzały tego.
Oczy Deneulina rozgorzały.
— Nigdy! — wykrzyknął. — Póki żyję Montsou nie dostanie Vandame! Byłem we czwartek na obiedzie u Hennebeau i zauważyłem jak koło mnie chodził. Już zeszłego roku w jesieni podczas rewizyi administracyjnej skakali wszyscy ci wielcy panowie koło mnie. O, znam ja owych markizów, książąt, ministrów, generałów! To są rozbójnicy, którzyby radzi ściągnąć z człowieka ostatnią koszulę!
Nie przestawał na nich napadać! Zresztą i pan Gregoire nie stawał w obronie zarządu Montsou. Owych sześciu, ugodą z r. 1760 ustanowionych radców rządziło przedsiębiorstwem w sposób absolutny, w razie śmierci któregoś uzupełniając się w ten sposób, że dobierali sobie jednego z pośród najbogatszych akcyonaryuszów. Pan Gregoire, będący zwolennikiem tego „co wypada“ miał przekonanie, że ci panowie zbyt nieraz daleko po-