Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

suwają się w pogoni za zyskami i dają się porywać nieraz bezwzględności i brutalności.
Melania weszła by zebrać naczynie. Psy znowu szczekać poczęły zapamiętale i Honorka skierowała się ku drzwiom, by zobaczyć co się stało. Ale Cecylka dusząc się z gorąca i zbyt obfitego posiłku wstała mówiąc:
— Nie, nie, nie chodź, to pewnie moja lekcya.
Deneulin powstał również. Spojrzał na dziewczynę wychodzącą właśnie i spytał ze śmiechem:
— I jakże stoi sprawa z małym Negrelem?
— O, to jeszcze bardzo niepewne! — odparła pani Gregoire. — To dopiero pomysł bliżej nieokreślony, musimy się zastanowić.
— Niewątpliwie — ciągnął dalej Deneulin z szelmowskim śmiechem. — Coś słyszałem jakoby siostrzeniec i ciocia... byli ze sobą... hm! Co mnie jednak zastanawia to to, że właśnie pani Hennebeau rzuca się na szyję Cecylce.
Pan Gregoire przyjął to kwaśno. Taka dystyngowana dama... i do tego o czternaście lat starsza... nie, to niemożliwe. Zresztą nie znosi, by żartować sobie z tak poważnych rzeczy. Deneulin śmiejąc się ciągle, uścisnął mu rękę i wyszedł.
— Nie, to nie to com myślała! — odezwała się Cecylia wchodząc. — Przyszła stara kobieta z dziećmi, wiesz mamo, żona górnika, którąśmy raz spotkały. Czy ma tu przyjść?
Państwo Gregoirowie zawahali się. Czy bardzo brudna? Nie, nie była bardzo brudna i dzieci także nie, zresztą saboty zostawią w sieni. Pan i pani rozparli się już we fotelach dla trawienia, ruszać im się nie chciało i to przeważyło szalę:
— Wpuść ich tu Honorciu.
Zjawiła się Maheude z dziećmi. Wszyscy troje zdrętwiali z zimna stanęli przy drzwiach i rozglądać się poczęli po pokoju, gdzie było tak pięknie, ciepło i gdzie tak pachniały brioszki.