Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dalej z lampą w ręku, mimo ciepłego dnia dygocząc przeciągu jaki panował w hali.
Ale nie mogli już znaleść słów i stali przed sobą w milczeniu choć serca ich były pełne i chętnie byliby sobie niejedno powiedzieli.
Wreszcie poczęła, by coś mówić:
— Levaque zaszła w ciążę. — Mąż jej jeszcze ciągle w więzieniu, ale to nic, zastępuje go Bouteloup.
— A, tak, Bouteloup.
— I słuchaj jeszcze... mówiłam ci, czy nie?... Filomena uciekła!
— Uciekła?
— Tak, z jednym hajerem z Pas de Calais. Bałam się, że mi zostawi na karku dzieci, ale dzięki Bogu zabrała oboje... Słychane to? Taka gnida, co pluje krwią i wygląda jak zmora.....
Namyślała się przez chwilę, a potem ciągnęła dalej:
— Mówiono też o nas, mnie i tobie... wiesz co? Oto, że śpimy razem! Boże drogi, mogło się to przytrafić od kiedy umarł mój stary, ale musiałabym być młodsza... prawda? Zadowolona jestem, że się to nie stało... żałowalibyśmy teraz oboje.....
Tak.. żałowalibyśmy oboje! — powtórzył tylko.
Na tem rozmowa się urwała. Klatka czekała, wołano na nią, grożono karą, więc uścisnęła mu rękę i poszła. Patrzył za nią, jak szła z włosami wymykającemi się z pod czapki, ubrana w suknie niewłaściwe, deformujące kształty, tej dobrej, płodnej matki. W ostatnim uścisku jej dłoni czuł tosamo, czem go pożegnali towarzysze. Był to uścisk długi, cichy, jakby „do widzenia“ w on dzień w którym zadrżą posady świata! Zrozumiał to, i w oczach jej wyczytał niewzruszoną wiarę w bliskość dnia tego... Do widzenia!... pomyślał... O, będzie to dzień sądu!
— Dalej, marsz próżniako! — wrzeszczał Pierron.
Popychana, szturchana usiadła wreszcie Maheude w wózku wraz z czterema górnikami, dano sygnał „mięso ludzkie,“ klatka się odczepiła i wpadła w czeluść ko-