Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/476

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Maheude nie ruszyła się. Opuściła już trzy klatki i nagle jakby zbudzona spytała Stefana:
— Więc wyjeżdżasz?
— Tak, dziś jeszcze.
— Masz słuszność, lepiej być gdzieindziej, jeśli tylko można. Cieszy mnie żem cię widziała... Jedź zdrów... nie mam do ciebie żalu. Choć była chwila... po tym mordzie... że chciałam się zabić. Ale człowiek głupieje w takich razach... prawda? Potem dopiero się spostrzega, że nikt nie winien. Nie, to nie twoja wina... winien świat!
Mówiła spokojnie o umarłych, mężu, Zacharyaszu, Katarzynie, tylko na wspomnienie Alziry łzy jej napełniły oczy. Stała się znów spokojną, rozsądną kobietą, i sądziła sprawiedliwie. Nie przyniesie mieszczuchom szczęścia, to pomordowanie tylu ludzi, i spotka ich niezawodnie kara... o, niezawodnie! Nie trzeba się będzie nawet w to mieszać... żołnierze poczną do nich strzelać... jak przedtem do robotników... i będzie koniec tego wszystkiego. Uległą była jak dawniej, poddała się, a jednak w głębi jej duszy tkwiła teraz pewność, że ucisk trwać nie może wiecznie, a jeśli niema dobregoBoga, to powstanie Bóg zły, Bóg zemsty i świat w krwi skąpie i oczyści.
Mówiła cicho, oglądając się podejrzliwie, a gdy zbliżył się Pierron dodała głośno:
— Odjeżdżasz, więc powinieneś zabrać swe rzeczy. Zostały u nas twoje dwie koszule, trzy chustki do nosa i stare spodnie.
Stefan nie chciał brać tych szmat, ocalonych przed handlarzem starzyzny, więc odparł:
— O nie, to nic nie warte, może się wam przyda dla dzieci... W Paryżu dam sobie jakoś radę...
Zjawiły się znów i znikły dwie klatki, więc Pierron zwrócił się już wprost do Maheudy.
— Słuchajcie, robota czeka! Czy wnet będzie koniec tego gadania?
Obróciła się doń plecami. Patrzcie, teraz gorliwego udaje ten sprzedawczyk! Cóż go obchodzi ten zjazd? Pierrona nienawidzono już w całej kopalni. Maheude stała