Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spieszył kroku i jeden z pierwszych stanął na miejscu. Cały tłum liczył około trzysta głów.
Pewne wahanie ogarnęło wszystkich, gdy Deneulin ukazał się na schodach, prowadzących do kasy.
— Czego chcecie? — krzyknął silnym głosem.
Gdy znikła mu z oczu kareta, pędzony niewytłumaczonym niepokojem wrócił do kopalni. Ale wszystko było w porządku, robotnicy zjechali, eksploatacya odbywała się normalnie. Uspokoił się więc i właśnie rozmawiał z dozorcą, gdy dano mu znać o zbliżaniu się strejkujących. Wyjrzał oknem sortowni i na widok fali ludzkiej, rozlewającej się po równi, poczuł swą niemoc. Jakże bronić tych zewsząd otwartych i łatwo dostępnych zabudowań fabrycznych. Zresztą zdołałby skupić koło siebie najwyżej dwudziestu ludzi zaufanych. Poznał, że jest zgubiony.
— Czego chcecie? — powtórzył blady z gniewu ale zdecydowany odważnie stawić czoło klęsce.
W tłumie ruch się począł i pomruk rozległ. Wreszcie przecisnął się naprzód Stefan i rzekł.
— Proszę pana, nie przychodzimy robić panu krzywdy, ale koniecznem jest, by praca stanęła.
Deneulin odrazu zaczął go traktować jak waryata.
— Czyż myślicie, że nie robicie mi krzywdy, przerywając pracę. Zupełnie, jakbyście mnie zabili skrytobójczo. To na jedno wychodzi. Ale nie, ludzie moi zjechali i pracować będą. Chcąc temu przeszkodzić, musicie mnie naprzód zabić.
Na te ostre słowa powstał w tłumie wrzask. Maheu musiał trzymać Levaqua, który chciał się rzucić z pięściami na Deneulina, którego Stefan jeszcze usiłował przekonać o słuszności postępowania metodą rewolucyjną. Ale Deneulin odpowiedział, że każdy ma prawo do pracy. Zresztą nie chce wdawać się w dyskusyę tych wszystkich teoryj i chce być u siebie panem. Żal mu jeno, że nie ma pod ręką czterech żandarmów, by hołotę wypędzić z kopalni.
— Tak, sam jestem winien! — dodał. — Na drabów jak wy, najlepsza jeszcze kula. Rząd myli się, sądząc, że