Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Około stu górników czekało siedząc na ławkach w obszernej izbie balowej, z której podłogi i ścian wydzielał się duszny odór potu ludzkiego. Głowy zwróciły się do drzwi i szept przebiegł z ust do ust, gdy gromadka przybyłych przeszedłszy szybko salę usadowiła się na próżnych miejscach. Czarny płaszcz przybysza z Lille wywołał zdumienie i zrobił wrażenie niekorzystne.
Na wniosek Stefana wybrano zaraz prezydyum. Wybierano przez podniesienie rąk, Pluchart został przewodniczącym, Maheu i Stefan sekretarzami. Przesuwano krzesła, prezydyum zasiadło u stołu, a przewodniczący znikł na chwilę. Ze zdumieniem zauważono, że wsuwa pod stół czarną szkatułkę. Wynurzył się po chwili i zastukał pięścią, by zwrócić uwagę i począł zachrypłym głosem:
— Obywatele!
Małe, boczne drzwi uchyliły się. Musiał przestać. Zjawiła się pani Desir wnosząca z kuchni na tacy sześć kufli piwa.
— Nie przeszkadzam, — ozwała się, — przyniosłam jeno coś do przepłukania gardła.
Maheu wziął z jej rąk tacę, a Pluchart mógł już mówić.
Zapewnił, że uradowało go niezmiernie gorące powitanie, jakie mu zgotowali górnicy Montsou, usprawiedliwiał swe spóźnienie, zmęczeniem i przepraszał za chrypkę swą. Potem oddał głos obywatelowi Rasseneurowi, który o to prosił.
Rasseneuer stał od chwili opodal stołu, wylazł teraz na stołek odkrząknął i począł pełnym głosem.
— Towarzysze!
Wpływ swój na górników zawdzięczał głównie płynnej, łatwej wymowie i jowialności z jaką mógł godzinami przemawiać nie nużąc słuchaczy. Nie robił gestów, minę miał ciągle dobroduszną, uśmiech na twarzy i poty zasypywał audytoryum słowami, aż poczęło wołać: Tak, tak, on ma słuszność. Ale dziś od pierwszych słów poczuł, że trafił na niemy opór, dlatego też się wziął sprytnie do rzeczy. Mówił zrazu jeno o dalszem prowadzeniu strejku