Strona:Emil Szramek - Juliusz Ligoń.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rując się jedynie własnym sumieniem, w sprawach narodowych niemniej czujnym i wrażliwym, jak gdy chodziło i wiarę i Kościół. Przykładem swoim uczy, jak cierpieć można pod chłostą mocarzy — a ducha nie dać! Juliusz Ligoń, to charakter zupełnie wyraźny, bez wszelkich dwuznaczności!
Jeszcze ostatni list, jaki po nim został, odzwierciadla ową dziwną pogodę ducha, jaką dać może tylko życie bogomyślne. Niespełna miesiąc przed śmiercią pisał do „kochanych chmotrów Flachów”:

„Zapytujesz, jak mi się powodzi; otóż Ci odpowiadam, że podług duchowego wyrozumienia bardzo dobrze. Bo skoro przyjmujemy wszystko z ochotą, co Bóg na nas zesyła, znosimy wszystko cierpliwie i zgadzamy się z wolą Boską, to chcemy tego, co Bóg chce. Bóg zaś i wtenczas, gdy nam krzyże zesyła, pragnie tylko naszego dobra, więc jakżebyśmy mogli mówić, że nam się niedobrze wiedzie, skoro to jest na dobro nasze.
Lecz podług światowego i cielesnego rozumienia, to wiedzie mi się niedobrze, bo świat i ciało nic cierpieć nie chcą, a tu Bóg z dobroci swej zesłał na mnie chorobę piersiową, która już przeszło rok mi dokucza; muszę bardzo wiele kaszlać i wypluwać, przy czym coraz więcej wysycham. Lecz dobrze tak, bo robaki nie będą miały wiele do obgryzania. Było już i krucho ze mną, bo przez dwa tygodnie plułem tylko czystą krew, lecz doktorzy z pomocą Boską zastanowili mi ją. Ponieważ nie jem i nie piję nic