Strona:Emil Szramek - Juliusz Ligoń.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostrego, więc może się jeszcze życie nieco przedłuży, lecz wyleczyć już się napewno nie wyleczę. To też powodem, żem Ci już dawniej nie pisał, bo już teraz tak nie mogę jak pierwej, gdyż przy pisaniu tym większy ból w piersiach czuję a ręka słaba wodzić pióra nie chce. Ty przy ciężkiej pracy jeszcze tak daleko podróżujesz, a ja pomimo, że mam blisko kościół, do niego iść nie mogę, bo w chodzie weźmie mię dychawica, że co parę kroków trzaby odpoczywać a potem w kościele pomiędzy ludźmi kaszlać i pluć, to nie przystojnie. Do tego i dr Chłapowski pisał mi z Kissingen, gdzie co lato jest lekarzem kąpielowym, abym się niczym nie męczył, skąd też i recepisy mi przysłał. Lecz czas żniwa się zbliża, bo już 68 rok nadchodzi, a tu na niwie całego życia więcej kąkolu jak pszenicy. Dlatego tu jeszcze, o Panie, siecz, tu pal i piecz, a na wieki przepuść.

Przesyłam Ci, kochany bracie, książeczkę w objętość małą, ale w znaczeniu duchowym wielką, bo książki Tomasza a Kempis; są to perły pomiędzy książkami. Każde bowiem słowo mieści w sobie mądrość Bożą i w każdym odbija się światło Ducha św. Może jeszcze takiej nie czytałeś i pewno nikt tam jej nie ma; więc sądzę, że bardzo Ci nią dogodzę. Mam ja w mojej biblioteczce jeszcze jedną cudnie piękną książeczkę tegoż autora pod nazwą „Tomasza a Kempis Ogródek Różany”. Mam jeszcze wiele innych podobnie pięknych, jest to mój zaoszczędzony skarb, który zostawię dzieciom w spuściźnie. Ludzie, którzy miłują mamonę, kpią sobie z takiego skarbu, lecz choćbym posiadał ten marny kruszec, cóżby mi w mojej nieuleczalnej chorobie z niego przyszło? Czyby on mi tęsknotę w bezczynności