Strona:Emil Szramek - Juliusz Ligoń.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tolika”, nie popierał wtedy jeszcze polskich kandydatów. Pisał on dr. Chłapowskiemu:

„Kiedy od tylu pokoleń gwałcony w ludzie porządek przyrodzony, to nie dziw, że pojęcia pomieszane, to, nie dziw, trudno sprawę prowadzić. Teraz już walka kulturna nie trzyma wszystkich w takiej spójni, jak z początku, już nie jest sprawą wszystko inne pochłaniającą. Poczucie narodowości się budzi miejscami. Dlatego teraźniejsze wybory oprócz dawnych nowe znajdują trudności. Z wielu faktorami liczyć się trzeba, a ludzie jak Ligoń nie ogarniają wzrokiem wszystkiego. Jesteśmy połączeni i zawiśli od Niemców, większa część wyborców politycznie nie wykształcona, księża superlojalni, taktyka wyborcza od wielu lat ustalona, u niektórych uczucie nowe narodowości (pełne) młodzieńczej nieoględności. To wszystko sprawia trudności.
Przy teraźniejszych wyborach myślą przewodnią być musi, że walka kulturna jeszcze nie ustała i że rozdwojenie, opuszczenie wieloletniej drogi prowadziłoby do tego, iżby przeciwnicy zwyciężyli.
Głosów ludzi z poczuciem narodowości jest tak mało, że opierać się na nich nie można. Hasłem ogólnie zrozumiałym jest tylko religia. Walka o narodowość u nas nie jest walką na otwartym polu, lecz zdobywaniem fortecy. Mianowicie trzeba nam zdobyć przywódców a tych nie zyskamy otwartą opozycją przeciw temu, do czego przywykli, czym przesiąkli. Przed murami fortecy rycerz musi hamować swój zapał, trzeba być więcej strategiem aniżeli szermierzem.”

Tak jest, łudził się Ligoń, jeżeli mniemał, że w roku 1881 polscy kandydaci byliby