Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i świętości woli narodowej także nazwać nie można. Rozstrzelone siły obrońców konstytucyi nie wytrzymały natarcia mniej licznej, ale planowo działającej szajki gwałcicieli ustawy krajowej. Po całym kraju rozległ się krzyk obrony wierzących w prawo i w wolę narodu, ale nigdzie nie umiano skupić sił przeciw awanturnikom i dekabrystom Bonapartego.
Prowincya liczyła na grody wielkie, a tym czasem Paryż, Lyon, Bordeaux i Marsylia odrętwiały w niemocy. Napróżno po miastach i miasteczkach wyczekiwano hasła z wielkich ognisk życia politycznego. W niejednej mieścinie przygotowywano się, by wyjść na spotkanie ruchu wielkomiejskiego, protestu Paryża, Marsylii, Lyonu i t. d.; już rozlegał się był szczęk broni szykujących się do oporu szeregów, ale tylko po to, by niebawem w niepokoju, zrodzonym przez ciszę grodów wielkich, zamrzyć z niemocy.
Na północy i na zachodzie w miastach fabrycznych, miały miejsce zbiegowiska, które władza wiarołomna bądź uśmiechem szyderczym, bądź brutalnością rozpędziła. W kilka dni po otrzymaniu wieści o zamachu stanu wszystko wróciło do stanu normalnego: tylko druga republika znikła i jeszcze jedna przysięga złamaną została.
Na wsi, im bliżej stolicy i miast wielkich, tem opór, stawiony zamachowi stanu, jest słabszy. Paryż i politycy stolicy zdenerwowali ludność