Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bez pozwolenia ojca. Pokłócili się z powodu różnicy przekonań politycznych. Mówią nawet, że to stary w porozumieniu ze starszym synem wydał go żandarmom... wstrętne indywiduum.. nieprawdaż?
Bernadach się żachnął.
— Hm, a może miał i racyę! — odparł po chwili krótko.
Odpowiedź jego i ton jakim została wypowiedzianą zwróciły uwagę oberżysty.
— Zresztą — rzekł — opowiadam panu o rzeczach, które pan znasz może lepiej jak ja. Opowiadam tylko to, o czem mi mówiono. Wybacz pan, jeśli się mylę, to wszystko w gruncie rzeczy nic mnie nie obchodzi, ale pytałeś pan, przeto odpowiadałem. Wydaje mi się, że szło panu o dowiedzenie się jak się prowadzą obie te kobiety. Co do tego niema dwu zdań. Wszyscy je tutaj uważają za poczciwe i godne szacunku osoby. Jeśli pan im przynosisz jakąś wieść pomyślną tem lepiej. Przeżyły dość trosk.
— Wizyta moja w każdym razie nie sprawi im przykrości. Idę tam zaraz. Proszę tymczasem napoić moją szkapę i dać jej podwójną racyę owsa. Dni teraz krótkie, powrócę do domu jeszcze przed zachodem słońca.
To powiedziawszy Bernadach opuścił oberżystę. Zaraz za mostem ścieżka wiodąca ku domowi poczynała się piąć w górę. Wioskę przecinały uli-