Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XIV.
W imię prawa.

Jep miał ledwo czas skoczyć do wąwozu, a dragon zająć się pozornie jakąś robotą, gdy żandarmi pojawili się przed kuźnią.
— Jep Bernadach mieszka tutaj, nieprawdaż? — spytał brygadyer.
— Tutaj mieszka, gdy jest w domu! — odpowiedział kowal, nie przestając kuć jakiegoś kawałka żelaza, który schwycił na prędce. — Jepa niema w domu.
— A gdzieżto poszedł?
— Nie wiem... Zapomniał powiedzieć odchodząc. Młodzi często zapominają.
— A starzy często kłamią — odparł brygadyer. — Jep jest tutaj, jesteśmy dokładnie poinformowani.
— A więc go panowie szukajcie, jeśli mi nie chcecie wierzyć! Ale ostrzegam, szkoda waszej fatygi.
Brygadyer zsiadł z konia i oddał cugle swemu towarzyszowi.
— Chodźcie za mną! — rozkazał kowalowi.
— Klucze tkwią w zamkach, możesz pan sam szukać wszędzie.
— Uspokójcie się, jeśli łaska i nie róbcie dowcipów, Malhibern. Znają was, moje oko śledzi oddawna. Strzeżcie się, bym po was nie przyszedł