Strona:Elwira Korotyńska - Kominiarczyk.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrabiają się siły, a w lenistwie traci się moc. A, żeby mamusia nie widziała mnie zasmolonym i czarnym, umyję się zawsze po drodze przy jakiej studni.
— E... myć się to i w domu możesz, od tego dom i kąt własny, broń Boże? Jużbym nie przeżyła twej straty...
I Marcinowa przytuliła syna do piersi i ucałowała serdecznie.
— A więc pozwalasz, mamusiu? pozwalasz? — zawołał uradowany Piotruś — zobaczysz, że ci za miesiąc pensję całą przyniosę...
— A no, idź synku i niech ci Bóg dopomaga, a uważaj, żebyś nie spadł z komina, nie dokazuj z Jankiem przy robocie, bo może się zdażyć nieszczęście.
Rankiem cicho wstał z łóżka, nie chcąc budzić matki, ale ze ździwieniem ujrzał ukochaną swą matkę ubraną i stawiającą mu na stole śniadanie.
— Ja ci tak zawsze nie dam wstawać — mówił — tylko dziś, ten raz pierwszy... Przygotuję sobie z wieczora