Przejdź do zawartości

Strona:Elwira Korotyńska - Jasełka.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niech się tu z Tobą popieszczę...

Matka (przerażona biegnie do drzwi):

Ratunku! Dziecko umiera...
Śmierć z oczu jego wyziera...
Gorączka silna go trawi...
Któż mię z rozpaczy wybawi?...
(wchodzi Ojciec Jasia)

Ojciec

Jasiu! kochany syneczku!
Ocknij się, przemów, Jasieczku!

Jaś (wzdycha ciężko):

Z aniołkiem spędzałem chwile,
Było mi dobrze, tak mile...
Wtem weszła matuś kochana
I szczęście moje rozwiane...
(płacze)

Ojciec:

Nie płacz... tak cudnie wokoło...
Patrz! Gwiazda świeci wesoło,
Tak mruga do nas w okienko,
Jakby wołała: Jasieńko!

Jaś:

Aniołek mówił mi, tato,
Że gwiazda ta świeci na to,
By do Jezuska dać drogę...
Ach, czemuż iść tam nie mogę?...

Ojciec:

Co mówisz? Jezus się rodzi?
Ach! On nam smutki osłodzi...
I wniesie szczęście pod strzechę,
Biednym w niedoli pociechę...
— 4 —