Przejdź do zawartości

Strona:Elwira Korotyńska - Jasełka.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Herod (sam):

Jestem spokojny! Nikt mi już nie zdoła
Wydrzeć Królestwa — dzieci pomęczone...
Już się proroctwa nie obawiam zgoła,
Do śmierci dzierżyć tę będę koronę!...

Głos z Oddali:

O, nie, Herodzie! chociażbyś ty trony,
Wszystkoś na świecie posiadł w jednej chwili,
Spokój nie twoim! Będziesz potępiony,
Bo miljon dzieci umęczonych kwili...

Herod (z przerażeniem):

Kto to! gdzie śmiałek, co króla obraża?
Gdzie on? Hej straży! ktoś króla znieważa!...
Co to? Milczenie... Gdzież służba, żołnierze?
Czyż groza wszystkich w swoje szpony bierze?
(Ukazuje się widmo w bieli).

Herod (chce przebić sztyletem, ale bez skutku):

Kim jesteś? powiedz — nie boję się ciebie...
Ani na ziemi, ani nawet w niebie...
Niema nikogo, kimbym się zatrwożył,
Lub miecz bez skutku do pochwy swej włożył...

Wizja:

Jam jest sumienie! Wielka moja władza,
Słowo me jedno szał w życiu sprowadza...
Ja nie zabijam ni mieczem, ni bronią,
Lecz wspomnień siły za tobą pogonią...
Przed uszy twoje kłaść będę kwilenie,
Przed pamięć twoją dziatek umęczenie...
Szał cię ogarnie, robak ciało stoczy,
A zbrodnie twoje przywiodę przed oczy...
— 18 —