Strona:Elwira Korotyńska - Dziecięce lata Kościuszki i Poniatowskiego.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —

JÓZEF. Boże! ratuj naszego Cesia! Ma on książki i niedozwolone druki?
KILIŃSKI! Co za nieostrożność! Dlaczego nie ukrył?
JÓZEF. Dziś właśnie miał je zakopać w ogrodzie, tymczasem ktoś doniósł widocznie.
KILIŃSKI. Małoż to szpiegów! Jakie to straszne!
JOZEF. Zwłaszcza, że to nasi tem się trudnią!
KILIŃSKI. Podli!
JÓZEF. Raczej nieszczęśliwi!
KILIŃSKI. Prawda! Nieszczęśliwi swą nikczemnością... (gwałtowne pukanie)
Ach!
JÓZEF. Proszę! proszę! (wbiega Kościuszko).
KOSCIUSZKO. Cesio zabrany
JÓZEF. O, Boże!
KILIŃSKI. Czy i rodzice?
JÓZEF. I panna Anetka?
KOŚCIUSZKO. On tylko. Reszta siedzi w domu pod strażą.
JÓZEF. Co z nim zrobią?
KOŚCIUSZKO. Małoż kibitek? Wiadomo że wyślą.
JÓZEF. Nie przeżyje tej drogi. Po śnie-