Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XII

Zaiste, nawet miłość, ta, którą się szczycę,
Wznosząca się od serca, aż na czole bladem
Złoży rubin dość wielki, dość jarzący diadem,
By ściągnął oczy ludzkie, świadcząc przez iskrzyce

O treści wnętrznej, — cała zeszłaby na nice
Miłość zaszczytna, gdybyś mi nie był przykładem,
Odkąd w mych oczach życie błysło nowym ładem,
Odkąd poważnych ócz twych czytam tajemnicę,

I miłości wezwała miłość. Niech nie drożę
Miłością, jakby we mnie z mej wstała przyczyny:
Mdlejącą, wątłą, tyś mię w swoje porwał zorze,

Pod królów szczerozłote wwiodłeś baldakiny, —
I to, że kocham (duszo, skłońmy się w pokorze!),
Stało się li przez ciebie, któryś mi jedyny.