Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niła! — odmówił młody chłop i na całą izbę głośnym śmiechem parsknął. — Dalibóg zabroniła! — mówił dalej, — jak przyczepiła się do mnie: nie pij Aleksy i nie pij! Kiedy mnie choć troszkę lubisz, kiedy Boga najwyszejszego boisz się, nie pij! Przysięgnij, że nie będziesz pić, przed krzyżykiem przysięgnij! Widzę ja, że nijak nie odczepię się od babskiego języka, wziąłem, taj przysiągłem i już musi rok będzie, jak wódki nie pokosztowałem.
— Może ja łgę, Jelenka, a? czy ja łgę?
Młoda kobieta w serdecznym śmiechu białe zęby ukazując, ręką po twarzy go pogładziła.
Kab ty skis, kiedy ty przez moje gadanie pić przestał?... sam wielki taki wyrósł, to i rozumu nabrał...
Baba wstała z niecek, do stołu podeszła i na butelkę patrzeć zaczęła.
Piej! — rzekł do niej stary.
Z kieliszkiem w ręku pokłoniła się wszystkim dokoła i wypiwszy, rękawem koszuli zapadłe usta otarła.
Gość wlepił w nią oczy tak, jakby rysy jej rozpoznawać usiłował. Ogromne kawały kaszy pożerał, okruchy jej z garści do gardła wsypywał, a w miarę tego jak głód zaspokajał, coraz ciekawiej i uporczywiej przypatrywał się