Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   170   —

nie pozwolił, i z radośném biciem serca ludność ta widziała, jak statek jego, inne za sobą wiodąc, ku Tyryjskiemu morzu pomykał, zdala już w blaskach słońca wysoko wznosząc bielą paryjskiego marmuru jaśniejący posąg Nemezydy. Na łabędziowo wygiętéj szyi statku umieszczona sroga i smutna bogigini zemsty godłem Olimpusa była i biada portom, wyspom, świątyniom, które uczuły dotknięcie twardéj, śnieżnéj jéj szaty. Wśród Syrakuzan głucha wieść niosła, że ku Liparze tym razem zwrócone były jéj kamienne oczy, ku téj bogatéj i rozkosznéj wyspie, na któréj z pocztem pomocników swych i służalców przebywał teraz prokonsul i możnowładca rzymski, Belianus.
Prawdę wieść niosła; bo pod kopułą nieba, którego szafiry wynurzały się z mroków nocy i dymu pożogi, nad wodami, w które jutrzenka sypała deszcze opałów, Lipara leżała w gruzach. Wczoraj jeszcze była ona jednym z wielkich zbiorników życia, wrzącego rozkoszą i blaskiem; wczoraj jeszcze w świetle i cieple najłaskawszego na ziemi słońca, spokojnie, bezpiecznie nurzała swoje pałace, świątynie, ogrody. Dziś połamane jéj kolumny wznosiły wpośród ruin rzędy kalekich i zakrwawionych ramion, a spalone mirty i róże czarnemi szlakami prochów stroiły, niby do grobu, białość jéj marmurów. Po nocy zgiełkliwéj zalegała ją cisza grobu. Ludzie z niéj zniknęli. Biedacy, których mnóstwo