Strona:Eliza Orzeszkowa - Pieśń przerwana.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
176
ELIZA ORZESZKOWA

On siedział pochylony naprzód, z łokciem na kolanie i wspierał na dłoni czoło, tak prawie, jak jej twarz zarumienione. Delikatne jego nozdrza szybko rozdymały się i ściskały, ręka mięła szmatkę muślinu ruchem gwałtownym.
Trwało to krótko; opanował się i znowu dłoń położył na jej ręce, ale tym razem z siłą prawie rozkazującą:
— Pani nie pójdzie jeszcze, bo jeszcze nie skończyliśmy czytać poematu.
Pierwszy raz, odkiedy go znała, w głosie jego zabrzmiały tony despotyczne. Trzymając dłoń na jej ręce i patrząc w ziemię, zamyślił się, zlekka przygryzał dolną wargę. Po chwili cofnął rękę i daleko łagodniej przemówił: