Kur przyleciał z za rzeki,
Krzyknął: Kikiriki!
Nie oczekuj, matko, syna,
Nie doczekasz wieki!«
Gdybym była kukułeczką
I kukać umiała,
Syna szukać na wojenkę,
Wnetbym poleciała.
Przyleciawszy nad mogiły,
Wołałabym: ku-ku!
Podaj synku, podaj miły,
Swoją prawą rękę!
Chciałbym ja ci, matko moja,
Podać i obiedwie!
Ziemia mokra, deska ciężka,
Podnieść ich nie mogę!
Umilkły i słychać już tylko było głośny i równy tentent bosych ich stóp, po białym piasku szybko kroczących.
U początku zaraz tej pieśni, która tylko co przebrzmiała, Muzy podniosły się były z siedzenia i, na pagórku stojąc, ścigały wzrokiem sunący wśród pola szereg żniwiarek-śpiewaczek.
— Rzecz to jednak ciekawa — pierwsza ozwała się Erata — jakiemi są słowa naszych ludowych pieśni. Ani jednej z nich nie znam, ale słyszałam, że jest to chaotyczna mieszanina słów nie powiązanych z sobą i wszelkiej idealności pozbawionych.