Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 151 —

może o tem, aby istniały na ziemi chłopki nie ospowate, nie brzydkie, nie brudne i nie mające w oczach ogni żądz, to już istnienie dokoła wiosek, oprócz błota, pól zielonych i łąk kwiecistych wątpliwości żadnej i niczyjej podlegać nie może.
Kaljopa była bardzo dobrze wychowaną, niezmiernie nawet wytworną, wiedziała więc, że powiedzieć coś musi i że to, co powie, przyganą być nie może. Zresztą, wartoż trudzić się krytykowaniem takich nowelet, jak te, które tylko co usłyszała? Sam Apollo nie zadawałby sobie tego trudu. Rzekła więc tylko:
— Ładny obrazek!
A widząc Melpomenę, wyraźnie czegoś jeszcze oczekującą, dodała:
— Drugi twój utwór, kochana Melpomeno, podoba mi się więcej od pierwszego, bo jest w nim dziecko, a żywioł to do najwyższego stopnia estetyczny.
— O, tak — potwierdziła Erata z zachwyceniem — dzieci… kwiaty, motyle… i piękne dusze!…
— Ja także studjuję dzieci — zauważyła Melpomena — uważam nawet, że przedstawiają one przedmiot dla studjów nadzwyczaj korzystny, bo nigdzie tyle, ile w tych embrjonach ludzkich znaleźć nie można prawdziwej, nagiej natury.
— Ja nawet nietylko dla względów estetycznych kocham dzieci — uczucia swe wyjaśniała wysoko śpiewna — ale dlatego także, że są to stworzenia milutkie, zabawne…
— Niewinnością swą i bezbronnością budzą one