Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   65   —

trzebne, że kiedyś często rozmawialiśmy o podobnych przedmiotach, nie mogąc nigdy zrozumieć się ani zgodzić. Nie utrudzałbym cię dziś nawet moją obecnością i rozmową, gdybym nie uważał za konieczne oznajmić ci o prędkiem zapewne przybyciu do Dolin gościa...
Ewa skinęła ręką. — Mój Boże! — rzekła, — słyszałam już wczoraj o tym jakimś gościu od Krystyny; ale doprawdy tak mię to mało obchodzi. Wiesz dobrze hrabio, że oddawna przestałam być światową kobietą... moje cierpienia...
— Nie przeszkodzą ci zapewne powitać z przyjemnością dawnego znajomego twego, a dziś jednego z najgłośniejszych w Europie pisarzy i dyplomatów — przerwał hrabia.
Ewa podniosła się, zagasłe oczy jej błysnęły i utkwiły w twarzy hrabiego z niecierpliwem pytaniem. Ale hrabia był zupełnie spokojny; nie wiedział on nigdy o stosunkach jakie niegdyś łączyły żonę jego z człowiekiem o którym myślał, i sądząc że ma tylko do spełnienia prosty obowiązek, ciągnął dalej:
— Znając Ewo oddawna przyjęty przez cię zwyczaj nieukazywania się ludziom przybywającym do Dolin, chciałem zwrócić twoją uwagę, że gdybyś i teraz uczynić tak miała, byłoby to niegrzecznością i nieprzyzwoitością tem większą, że jako