Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   64   —

Na twarz jego, jak wczoraj na twarz Krystyny, wybił się wyraz przymusu. Kobieta westchnęła. — Bywają istoty — wymówiła cichym, rozwiewnym głosem, — których przeznaczeniem jest cierpieć wiecznie.
— Przeznaczenie Ewo nie jest tak okrutnem i niemiłosiernem — odpowiedział hrabia; — człowiek niedotknięty żadną z dwóch klęsk: ciemnoty i nędzy, sam stwarza przeznaczenie swoje, i sam jest za nie odpowiedzialnym.
Gdy hrabia wymawiał te słowa, głos jego łagodny zazwyczaj, nabrał surowego nieco brzmienia. Po bladych ustach kobiety przesunął się ledwie dostrzegalny uśmiech goryczy i urazy.
— Bądź co bądź — wymówiła słabym głosem, — jeżeli za stworzone niby przez siebie przeznaczenie, człowiek jest odpowiedzialnym, to chyba tylko przed sobą samym.
Hrabia poruszył się żywo. — Nie, nie — zawołał, — i przed innymi także, i przed innymi Ewo!
Ewa podniosła dłoń do skroni. — Cher comte — rzekła, — przykro mi to bardzo, ale zmuszoną jestem prosić cię abyś mówił ciszej.
Twarz jej przybrała wyraz takiego nerwowego naprężenia i rozdraźnienia, że hrabia spojrzał na nią łagodnie znowu i z litością.
— Przebacz Ewo — rzekł poważnie, — jeśli uniosłem się mimowoli. Byłoto tem bardziej niepo-