Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

czenie ich głębsze, a dla niej srogie, bo z lekko różowej jaką była, stała się bardzo bladą; powiewna, delikatna postać jej zachwiała się i osunęła na najbliższą sofę. Hrabia wskazał gościowi sąsiedni fotel. Z ledwie mogącym się ukryć niepokojem spoglądał on na żonę, obawiając się może jednego z często przytrafiających się u niej wybuchów niczem nie spowodowanych spazmów, albo też upartego milczenia, które teraz byłoby najwyższą nieprzyzwoitością. W obawie tej nic nie było dziwnego, gdyż ludzie tacy jak hrabia, nie lubią wystawiać na widok publiczny swych nieszczęść domowych. Ale tym razem obawa okazała się próżną; Ewa bardzo prędko podniosła głowę i spojrzała na gościa okiem suchem, błyszczącem, i nie zapowiadającem wcale spazmów ani kapryśnego milczenia.
— Dawno nie widzieliśmy się z panem — zaczęła mówić prędko i silniejszym jak zawsze głosem; — nawet, rzeczto dziwna trochę, żeśmy się z panem nie spotkali w żadnym punkcie Europy. Wprawdzie nie byłam nigdy w mieście, które pan zamieszkiwałeś, ale przecież musiałeś pan od czasu do czasu odbywać podróże. Ja podróżowałam długo... zaraz po ślubie naszym; Seweryn był tak względnym i uprzejmym mężem, że powiózł mię do Włoch, do kraju, qui a toutes mes préférences... Byłam w Wenecji... pływałam gondolą... czyś pan pływał kiedy gondolą po weneckich kanałach? Je