Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dwóch czy trzech małych potulnych gabinecików. Wszystko zresztą w pięknych tych pokojach potulne było, miękkie, wonne, i błyszczące tym na wpół przysłonionym blaskiem, który objawia dobry smak połączony z bogactwem, już przez samą powściągliwość z jaką wystawia na pokaz to ostatnie. Pomiędzy wszystkiemi jednak cechami tego mieszkania, najwybitniejszą była miękkość — miękkość nie tylko już kobieca, ale posunięta do dziecięcego niemal rozpieszczenia. Znać było, że istota będąca panią i mieszkanką tych komnat, nie znosiła niczego coby w najlżejszy sposób razić mogło którykolwiek z jej zmysłów. Półświatła krzyżowały się tam z pół barwami, w powietrzu unosiły się pół-wonie, posadzki zasłane kobiercami, wydawały pod dotykającą ich stopą stłumione pół-odgłosy. Żadnej nigdzie jaskrawości, żadnego choćby cokolwiek żywszego tonu, żadnej nieco ostrzejszej linji dostrzedzby tam niepodobna; wszystko było miękko zaokrąglone, łagodnie wycieniowane, wychuchane z troskliwą pieczołowitością, nakształt gniazdka usłanego puchem, jedwabiem i różanemi listkami. — Czy było to odbicie się tych cech mieszkania, czy też głębsze jakieś wzruszenie serca, dość, że na twarzy Anatola ukazał się wyraz miękki, graniczący niemal z rzewnością, i spędził z niej do szczętu dotychczasową powagę i chłód urzędownie nieco wyglądający. Po chwili