Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

giczne z bronzu lane lub z marmuru rzeźbione grupy posążków.
Pugilares niedbale rzucony roztworzył się szerzej, na marmurową płytę wypadło zeń kilka asygnat różnej wartości.
Na asygnaty te patrzały rozpalone oczy stojącej pod ścianą kobiety. Jak pewne gatunki wężów na ptaki, tak różnobarwne papierki te wywierały na czarne przepaściste źrenice czar przykuwający.
Jakie myśli krążyły po głowie kobiety, gdy patrzała ona w ten sposób na cudze bogactwo? trudno wszystkie je zliczyć, trudniej jeszcze, wyprząść z nich wątek równy. Nie były to myśli, ale był to chaos; gorączka ciała zrodziła go, burza ducha wzmagała. Po dwóch sekundach takiego patrzania Marta drżeć zaczęła na całem ciele, spuszczała powieki i wnet podnosiła je znowu, wyjmowała rękę z za fałd chusty i wnet ją chowała! walczyła znać jeszcze, ale niestety! nie było dla niej nadziei zwycięstwa! Nie było tej nadziei, bo nie było już w niej dość siły, aby oprzeć się mogła haniebnej pokusie; bo nie było już w niej dość przytomnej myśli, aby haniebność pokusy zrozumieć mogła; bo nie było już w niej sumienia, które utonęło w morzu goryczy zebranej w jej piersi; bo nie było już w niej wstydu odegnanego pogardą, którą czuła dla