Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Europie, która upadła na klęczki, jak na dźwięk anielskiego głosu... lecz ja klęczałem u samych stóp twoich... najbliżej...
— Najbliżej!
— I jeszcze bliżej byłem przy tobie, w widzeniu mojem, gdyśmy po tryumfach twoich, największych, jakie którakolwiek kobieta odniosła kiedy na ziemi... Co? szeroko od ciekawości otwierają ci się oczy... te najpiękniejsze na ziemi oczy... opowiadam baśń czarnoksięską, w której ty jesteś wróżką, rozstrzygającą o moim losie... Byliśmy w widzeniu mojem blizko, bardzo blizko siebie, zawsze z sobą, w gniazdku cichem, bezpiecznem, uwitem wśród gajów oliwnych, nad błękitnemi wodami Adryi... Znowu odwracasz głowę? Czy obraziłem cię! Posłuchaj! Marzenie to rozpiera mi serce. Byłbym umarł, gdybym ci go nie opowiedział dziś jeszcz i gdybym... ach, nie drżyj tak! nie lękaj się niczego... czczę cię jak świętą... gdybym dziś jeszcze z ust twych nie usłyszał krótkiego, malutkiego słówka...
— Nie, nie! oh, vicom... Raoul! nie, nie! — Wyrwała rękę z jego ręki i wpół odwrócona, twarz nizko schyloną ukryła w obu dłoniach.
— Dlaczego? Jeżeli powiesz: tak! to małe, krótkie słówko, stworzy szczęście wielkie... powiedz! czy to trudno wymówić takie małe słówko? Wymów je. Powiedz: tak!
Nic nie powiedziała, tylko z twarzą w białych dłoniach przecząco wstrząsała głową.
— Dlaczego? Przecież nie jestem barbarzyńcą... ale najpokorniejszym z czcicieli, jacy kiedy-