Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzać się zaczęło... Dziwne przypuszczenie, że ona mogłaby o kim innym...
— Nie gniewasz się już!
— Owszem! przeciwnie! Jestem bardzo zagniewana!
— Oczy twe lepsze są od ust twoich... przeczą ustom! Ale zaraz pójdę ztąd... zaraz... tylko opowiem...
— Jutro, wicehrabio!
— Nie, królowo, dziś jeszcze! kiedyś śpiewała aryę z Mignony, doświadczyłem rajskiego widzenia: Dahin... Dahin... möcht ich mit dir... Kędy cytryny kwitną i pomarańcze wśród ciemnych liści... Widziałem siebie i ciebie we Włoszech...
— We Włoszech!
— Przy wspomnieniu o Włoszech wyglądasz zawsze jak rajski ptak, tęskniący do swej ojczyzny... Trzeba tam być...
— O, trzeba! trzeba!
— Widzisz! Ręce splotłaś jak do modlitwy! Teatr La Scala...
— Największy w świecie...
— Szeroko otwierał się przed tobą, w widzeniu mojem... ja go otwierałem... otworzę... mogę to uczynić...
— Nie, nie, nie!
— Dlaczego?
— Trzeba samej zdobyć...
— Tak, tak! zdobędziesz sama... ale razem ze mną... ja tylko pomogę, jak brat, jak niewolnik... tylko pomogę... razem ze mną... W widzeniu mojem cudowny głos twój rozlegał się z La Scala po całej