Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   84   —

brani, mniejszemi lub większemi tłumikami leżeli dokoła kotłów z warzącą się strawą i dokoła kuf wysokich, napełnionych wódką. Kotły wybuchały gęstemi kłębami pary, a kufy z wonią, która gasiła w powietrzu jaśminowe i rezedowe zapachy.
U stóp rozkwitłych krzaków jaśminowych i różanych tęczowemi blaskami iskrzyły się szczątki porozbijanych szkieł i kryształów. Mnóstwo rąk ciemnych niosło ku ustom pełne trunku naczynia, aby je potem rzucać na podeptane trawy i kwiaty, gdzie, subtelne i wyrzeźbione, rozsypywały się rojami brylantowych iskier.
Jeziorem wyiskrzonem, zbałwanionem, pełnem grożnych pomruków, nad któremi wzbijały się swawolne pogwizdy i pokrzyki, zdawał się być ten dziedziniec, szeroko rozłożony przed domem niskim, długim, białym, ze wszystkiemi drzwiami i oknami szeroko rozwartemi i ukazującemi wnętrze zburzone, pełne żółtej kurzawy i nierozpoznawalnych form rzeczy zrujnowanych i zbitych.
Na ganku zaś...
O jeden ze słupów ganku oparty plecami stał młody gospodarz domu pośród żołnierzy, którzy trzymali w rękach strzelby, z osadzonemi na nich bagnetami. Na warcie tu postawieni, otoczyli tego, ku któremu pchały ich ciemne instynkty, przez moment niebezpieczeństwa obudzone i wzbudzone. Wypity trunek zaczerwieniał ich policzki i rozżarzał źrenice pod groźnie marszczącemi się czołami. Z ust padały słowa groźb, przekleństw, natrząsań się, łajań, coraz głośniejsze, grubsze; i wśród coraz