Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   62   —

czynia stołowe. Powszednie widoki stały się dla dusz nieznośne, powszednie potrzeby w ciałach umilkły. Nic, tylko ten kolos, który tylko co przed oknami przeciągnął, tylko ta siła żelazna, ogromna i przed oczyma, w uszach, jej błyski, barwy, brzęki, turkoty, tętenty...
Zupełnie niepodobna mi powiedzieć, ile czasu upłynęło do tej chwili, do tej niespodziewanej tak rychło chwili, w której za domem, nie w bezpośredniej jego blizkości, ale w niewielkiem oddaleniu, uderzył w powietrze stuk ogromny — i my wszyscy zerwaliśmy się na nogi, z jednym u wszystkich okrzykiem:
— Strzelają!
Potem krótki pomiędzy nami zgiełk zapytań, zadziwień.
— Już! tak rychło? Jak to? gdzie tak blizko? Oni przecież w głębi lasu... a strzały u jego brzegów, nad kanałem.
Pośrodku przestrzeni, dzielącej dwór od kanału, wznosiło się wzgórze dość wysokie, nie wiedzieć jak wśród płaszczyzny tej powstałe. Na piaszczystych jego zboczach rosły sośniny cienkie i rzadkie, krzaki jałowcowe, mchy i czombry.
Szerokim otworem pozostały za nami drzwi domu, pustką stanęły pokoje domu; biegliśmy ku wzgórzu, i nie dosięgliśmy jeszcze wierzchołka, gdy las zahuczał potężnym, przeciągłym grzmotem.
Tak, las zagrzmiał. Bo gdy z tej strony niedalekiego i nie szerokiego szlaku wody, nieprzejrzaną wstęgą ludzi i koni rozwijało się wojsko, gdy