Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   61   —

cym ruszyły prędzej, powóz minął bramę, za nim, w otoczeniu jeźdźców przesunął się jeszcze i jeszcze jeden. Sztab jeneralski. Za powozami pełnemi ludzi młodych jeszcze, jak na bal wystrojonych, z ożywieniem gestykulujących, znowu wojsko piesze, konne, potem jeszcze bryki wojskowe na zielono pomalowane, ładunkami spiętrzone i nakoniec proste wozy chłopskie, potrzebom jakimś żołnierskim służyć zapewne mające. Wiele chłopskich wozów; powożą niemi ludzie w szarych siermięgach i baranich czapach, nad twarzami ciemnemi, obrosłemi, obojętnemi, znudzonemi.
Do jednostajnie przed obu zapaśnikami zamkniętej chaty chłopskiej zapukała siła, ludzi tych z niej wyprowadziła i za sobą prowadziła. Milczący Sfinks, leniwie i obojętnie ciągnął za tysiącogłowym kolosem, a zbiorowe oblicze jego z pod czap baranich zdawało się mówić: „Muszę!" i „Wszystko mi jedno!"
Nakoniec opustoszała piaszczysta droga, i nic już na niej nie było, oprócz tumanów kurzawy, żółtemi strzępami opadającej na poblizkie drzewa.
Odstąpiliśmy od okien i usiedliśmy, gdzie komu było najbliżej. Nikt nic nie mówił, zdaje się, że nikt nikogo i nic dokoła nie spostrzegał. Myśli w głowach milczały, na sercach leżały bryły lodu.
Służący ukazał się we drzwiach otwartych i dziwnie cichym głosem oznajmił podany obiad. Nikt długo nie czynił najmniejszego poruszenia, a potem ktoś wstał i przymknął drzwi pokoju, w którym krzątała się służba i podzwaniały na-