Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   392   —

przybył. Wprzódy jednak zatrzymał konia przed jednym ze sformowanych już oddziałów pieszych i żołnierzowi z pomiędzy wszystkich najmniejszemu wzrostem podał przedmiot tak drobny, że zaledwie dostrzedz się dający, mówiąc:
— Od siostry!
Był to skrawek papieru niezmiernie drobno zapisany i zwinięty w sposób taki, aby go w potrzebie z łatwością połknąć było można. Takie wówczas listy pisano ze świata do obozów.
Dowódca jazdy na pięknym swym arabie, obok szeregów biegł, zobaczył, ku Tarłowskiemu głową skinął.
— Od panny Anieli?
Zamienili się spojrzeniami, na twarzach ich błysnął uśmiech. Był to kwiat, ręką dziewczyny zdaleka rzucony na te otwarte mogiły. Co pisała? Nie dowiedział się o tem w tej chwili jej brat, bo rozległa się głośna komenda, więc skrawek papieru śpiesznie u piersi skrył. Czy dowie się kiedykolwiek?
Potem wyciągali stąd w porządku, w milczeniu, aż na opustoszałej polanie pozostały tylko trawy zdeptane, kwiaty konające i namioty puste. Namiot dla rannych, u stóp moich stojący, w tej godzinie ich odejścia pustym był, tak jak i inne. Napełnić się miał wkrótce.
Nie odeszli daleko. Plan bitwy był podobno kunsztowny, biegły. Obrona i zarazem napaść. Zasadzka, ukryta w nieprzeniknionej dla oka gęstwinie, a na luźniejszych przestrzeniach, za każdem