Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   391   —

wiózł ją jeszcze w porę. Sto strzelb na jedną strzelbę. Sto pik na jedną szablę. Jak w baśniach. Lecz bywa to prawdą. Czy zlękną się tej prawdy? Kimże są? Nie niewolnikami są, przez gwałt i przemoc ciągniętymi na pola krwawe, ale dobrowolnymi ofiarnikami wysokich ołtarzy.
Więc nie opuści ich duch ofiary i duch męstwa! I duch tej miłości, która ich tu przywiodła. Ci, co zginą, będą siewcami, którzy samych siebie rzucą w ziemię, jako ziarno przyszłych plonów. Bo nic nie ginie. Z dziś zwyciężonych dla jutrzejszych zwycięzców powstają oręże i tarcze. Lecz oni z siebie dobędą wszystkie siły, wszystkie swe siły męstwa, karności, wytrwania, aby zwyciężyć. Bojowy okrzyk ich: w imię Boga i ojczyzny! Z tym okrzykiem, na śmierć czy na zwycięstwo, do boju!
Tak mówił. Słowa jego rozlegały się od brzega do brzega obozu, dźwięczne, krótkie, coraz głośniejsze, gorętsze i, jak iskry, sypały się na głowy tłumu, aż, jak łan kwiatów na łące, zakołysał się tłum ten i wyrzucił z setek piersi wzdętych grzmotowy okrzyk zapału.
Potem zakotłowało tu, zawrzało. Siodłanie koni, przydziewanie zbroi, wołanie komend, formowanie się szeregów, głośne rozkazy, ciche zlecenia. Kipiał ruch, dzwoniły głosy, tętniały końskie kopyta, broń błyskała w powietrzu, pełnem słonecznego złota i upału.
Poseł poczty obywatelskiej miał odjeżdżać, znowu drogą długą i nudną powracać tam skąd