Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   380   —

a na mchach i trawach igrały w promieniach słonecznych skrzydlate owadki.
Słowik też w kalinach śpiewać zaczynał i drobne ptactwo, przez gwar odegnane, przywabione przez ciszę, pomiędzy gałęzie nasze powracało.
A tam, we wściekłościach zwierzęcych, w podrzutach śmiertelnych kłębiły się ciała ludzkie i we wrzawie bojowej, w stuku gromów, w ulewie ogromnych błyskawic krew z nich ciekła na trawy, mchy kwiaty i wsiąkała w drżącą od huku i hałasu ziemię...
Ale ja tobie, Wietrze prędki, rzeczy tych, niegdyś widzianych, słyszanych nie opowiem. Gamami szumów swoich często opowiadam ziemi o jej smutkach, zagadkach, płonnych nadziejach i pewnych mogiłach, albo w wichrzyste noce o rzeczach głębokich i wiecznych rozmawiam z chmurami.
Lecz ludzkich walk krwawych opiewać nie umiem. Nie do tegom stworzony ja, mieszkaniec pokojów leśnych dający gniazdom ptasim przytułek bezpieczny i cienie kojące roztaczający nad wszystkiem, co od skwarów usycha i mdleje.
Tylkom drżał od radości i szumem swym śpiewał niebu dziękczynne: hozanna! ilekroć tu powracali żywi i zwycięscy.
Zwycięskimi powracali nieraz i, choć im na uznojonych czołach rozlewała się duma tryumfu, w szeregi karne wyciągali się na głos wodza, w milczeniu oczekując słów jego rozkazów.
On serca ich w ręku swym trzymał i umiał pod-