Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   358   —

— Brakuje! — wykrzyknął, — a co? Przeczuła dusza moja, że jeszcze brakuje...
Zerwał z wieszadła smutne ruiny futra swego i nam je podawał, to jednej, to drugiej wprost w ręce wciskał.
— Proszę, proszę! Niech te szelmy barany szczęścia tego dostąpią... zaszczytu tego... i ja razem z niemi...
Wzruszone, zdziwione, onieśmielone cofałyśmy się, dygałyśmy, nie śmiąc daru przyjmować... Hrabina pierwsza pochwyciła jedną z rąk, które go podawały, i mocno ją ścisnęła, poczem ta czerwona, szorstka ręka od jednej do drugiej dłoni niewieściej przechodziła, ściskana, wstrząsana, nie po światowemu, nie po salonowemu, ale po prostu, serdecznie. I mówiłyśmy ciągle:
— Czy podobna? Ależ niepodobna Jakże pan bez futra pojedzie! Dziś tak chłodno! I nam aż tyle niepotrzeba!
— Niepotrzeba aż tyle! No to drugą połowę tylko... do dziesięciu czapeczek drugą połowę... Pewno jak raz wystarczy...
W ręku Wincusi dziwnie jakoś w porę nożyce błysnęły i zadzwoniły.
— Ot i nożyczki są! — p. Burakiewicz zawołał; — dzięki Bogu, są nożyczki... za pozwoleniem pani dobrodziejki...
Wychwycił z rąk Wincusi nożyce ruchem tak niesalonowym, że aż syknęła trochę z bólu, i w mgnieniu oka resztki baranów swych na stole rozłożywszy: czach, czach, czach! Krojąc, mruczał: