Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   18   —

nam, jak ten dym szary, który po ziemi się czołga, a gdy spróbuje wznieść się w górę, zły wiatr zaraz o ziemię go ciśnie i po błotnistej powierzchni jej rozciągnie... Tak dłużej nie można było żyć. Ja wiem, że siły nasze małe, więc czerwonym być nie śmiałem. Ale i białym nie byłem także, nie! Za wielem cierpiał, za wielem przysłuchiwał się śmiertelnemu rzężeniu duszy własnej i dusz blizkich, abym białym mógł być. A teraz, co do tej motyki, porywającej się przeciw słońcu, to myślę, że... Bóg jest z nami i że sprawa nasza, to sprawa Boska. Tedy... jaki tam koniec będzie, to będzie, powinność swoją... powinność swoją czyńmy.
Bardzo wzruszony, z drżącemi wargami i pobladłem, czołem na krzesło opadł, ciężko oddychał, a po krótkiem milczeniu dodał już tylko:
— Poczta obywatelska powinność swoją spełni. Ręczę.
Wtedy to właśnie na milczącą twarz naczelnika oddziału zbrojnego spadła smuga radości i choć prędko zgasła, oczy jego, z za szkieł je osłaniających, tkwiły długo w szlachetnych, smutnych, przedwcześnie uwiędłych, zoranych rysach Orszaka.
Teraz rozpostarło się na stole kilka map różnej wielkości, i wieniec głów pochylał się nad niemi, gdy w gwarze rozmowy brzmiały liczne nazwy dworów, wsi, miasteczek, uroczysk.
Żadna droga żelazna wówczas jeszcze stron tych nie przebiegała, i było w nich trochę gościńców szerokich i mnóstwo dróg, drożyn, które w kie-