Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   17   —

żyć będziemy. Trzeba tedy nad nią czuwać, trzeba krwawym zapasom jej troskliwem czuwaniem dopomagać!...
Pochylił twarz, która wraz z czołem pogięła się w mnóstwo fałd i zmarszczek, z łagodnej zwykle stając się posępną. Z każdej jej zmarszczki i z każdej jej fałdy wyglądały gorzkie myśli, ciężkie smutki, długo w milczeniu i niemocy przeżuwane. Powoli, głosem głuchym, znowu mówić zaczął:
— Powiedziałem: niewolnicy z duszami pozabijanemi. Tak jest. Kiedy ręce skute i usta zakneblowane, to i dusza zrazu usypia, a potem mrze. Byli tacy, którzy powiadali: czego wam brak? spokojnie sobie żyjecie, w dostatkach... po co zdrową głowę pod ewangelję kładziecie? Otóż to... zdrową głowę! śmiech gorzki z takiego zdrowia! Nic nam nie było wolno: ani czynić, ani głośno mówić, ani ludu naszego z jarzma niewoli i ciemnoty wyzwalać, ani życia swojego przerabiać, polepszać. Tylko: jedz, pij, śpij i gnij! To wolno. Niedobrze ci z tem? Powinno być dobrze, a jeżeli nie jest, to milcz! Jeżeli sarkniesz głośno, lub palcem poruszysz — na Sybir! I tak było tyle lat. Boże mój! tyle dziesiątków lat! Byli tacy, którzy w tem błocie poznajdowali sobie różne rozkosze i niemi się potruli, ale byli inni. Boże! ty jeden wiesz, ile ci inni cierpieli! jak im własne myśli paliły wnętrzności, jak z nich własne siły i ochoty, do niczego nie użyte, rzężały zaduszane, ciągle konające i nigdy nie mogące skonać! Najlepsze lata życia przechodziły