Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   212   —

poprosiła, aby choć trochę, choć chwileczkę z nimi posiedział.
Chciała widocznie powiedzieć mu o czemś, czy o coś go zapytać, a on na zmącone oczy jej i twarz przybladłą patrząc, posłusznie, na ławce usiadł.
— Ot — zaczęła — chciałabym wiedzieć zdanie pana... bo Konieccy młodzi niedawno tu do Julka przyjeżdżali... obaj; Henryk i Artur i mówili o interwencji mocarstw, że będzie... że na pewno będzie... A pan jak o tem myśli? Bo, widzi pan, ja kobieta prosta, pracująca, nic wcale o takich rzeczach... a jednak to jest rzecz bardzo ważna, ta interwencja... więc jak pan, panie Gustawie, o tem myśli?
Młodzieniec wysmukły, złotowłosy, z ładnym owalem twarzy niewieściobiałej i błękitnemi oczyma dziwnie zamyślonemi dziś i razem rozgorzałemi, zmieszał się nieco i po chwili z wahaniem w głosie odpowiedział:
— Czy ja wiem, droga pani. Mówią niektórzy, że ta interwencja będzie... Młodzi Konieccy w to wierzą, a ojciec ich nie wierzy. I wszyscy tak samo: jedni wierzą, a drudzy nie wierzą. Jednak więcej jest wierzących niż niewierzących... to może i będzie... Ja tam niewielki polityk i nie wódz, tylko żołnierz... Wodzowie powinni rzeczy takie do dna zgruntować i wszystko na pewno obliczyć... a my co? Na nas wołają: idźcie! Serce i honor mówi nam: iść! Idziemy... i na... Bożą wolę!
Ręce p. Teresy kurczowo się zacisnęły.
— O Boże! — zaszeptała i na młodego sąsia-