Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale wdzięczna prac moich rosą umiękczona,
Z lichwą niech rola wraca zwierzone nasiona,
Wtedy niech moje kmiotki napełniwszy brogi,
Przy ognisku rodzinnym siądą próżni trwogi,
Niech zwyczajnie biesiady w późną noc przedłużą,
Bez sromu, że im nogi pijane nie służą.
Tu gdy cię miejska wrzawa już cieszyć niezdoła,
Zawróć, Myszkowski, wartkie twéj kolasy koła,
Progiem lichego domku nie wzgardzisz bogaty,
Bo mają Lary swoje i ubogie chaty;
Indziéj niechaj przysionek zadziwi cię złoty,
I paryjskiego Skopa kunsztowne roboty;
Tu masz pokój nadobny, bez musu zabawy,
Owoc prosto z gałązek i lekkie potrawy,
Ranne ptaków przetwory i powietrze czyste,
Zwierciadlane jeziora i gaje cieniste,
Tu zabawią jeleniom zastawione sieci,
Albo lep, w który ptastwo nieobaczne leci,
A wdzięczna Hanna moja, co przez lato zbierze,
Tak miłemu gościowi poznosi w ofierze,
Przy stole na skinienia twoje będzie czuwać,
I z winem napoczęte kielichy posuwać,
Skromnie poprosi, byś chciał ubóztwu przebaczyć,
Gdyby mogła, rada by nektarem cię raczyć.
Nie źle i wtedy żyli, i dobrze się mieli,
Gdy ludzie o głębokim złocie niewiedzieli,
Nie był Irus ni Krezus; wzorem dobréj matki,
Ziemia jednakim chlebem obdzielała dziatki,