Strona:Edward Słoński - Wiśniowy sad.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
4

Na pąki nierozwinięte
dziś w nocy spadł biały śnieg,
głos jakiś obcy z pod świtu
na tamten woła mnie brzeg.

Otwieram okno szeroko
i słucham, i patrzę w dal —
miłości moich dalekich,
miłości moich mnie żal.

Na pąki nierozwinięte,
na szumy wezbranych rzek,
o wiosno, wiosno, dziś w nocy
śmiertelnie biały spadł śnieg...