Strona:Edward Słoński - Wiśniowy sad.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dni moje coraz krótsze
odchodzą w szary mrok.

Odchodzą w senną cichość
gdzieś za dziesiątki staj,
a mnie się śni po nocach
rozkwitający maj.

Coś się do lotu zrywa,
coś woła w przestrzeń, w dal...
Stary już jestem, stary,
a tak mi wiosny żal.

Na kwietnik kolorowy
ktoś zsypał miał i gruz,
ostatnie georginie
pod oknem zwarzył mróz.

Mówią mi przyjaciele:
— Ty dzisiaj już nie ten,