Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szyny, mówi, możno dopasować do motoru dawne, te od kierata: tu śmiech bucha, bo kieratow w wiosce trzy wszystkiego, młockarni ani jednej, młynek tylko u Dunaja, sieczkarniow, prawda, więcej, ale też jedna na dwie, trzy stodoły. Gwarno sie robi, koszt przeliczamy na krowy, parszuki, metry żyta, drogo to wychodzi, toż sobie ledwo starcza przed żniwami abo i nie starcza, a te tu namawiajo, żeby wyprowadzać z chlewa krowy, świni, ze spichlorkow żyto wywozić i w jakieś elekryczność pakować!
W tymczasie Dunaicha lampe wnoszo z zapiecy: wieszajo na ścianie, teraz widzim, że za oknem całkiem już zmierzchło, i gadamy prawie po ciemku. Ja tam wole bez tej elektryczności cepem młocić, niż za elektrycznościo piasek źryć! ogłaszajo jeszcze raz Domin. A wojt podjudza: Ależ, obywatele, koszty wam sie rozpisze na lata, na dziesięć, piętnaście, cóż to kilkaset złotych rocznie dla takich gospodarzy jak taplarscy!
Ale na co te maszyny? pytajo sie Domin. Czy to żonka kiepsko gotuje? Czy rękami mnie gaciow nie umyje? Krowy nie wydoi? Na cholere mnie w domu te maszynki, jak ja żonke mam? Co, może żonke mam odprawić do teściow? Odprawie, a kto mnie pod pierzyne wlezie? Maszynka?
Śmiech buchnoł, o, umiejo Domin powiedzieć do śmiechu, nie darmo tyle lat raili i rajo, język majo kręty, ostry, aj, biedny kogo nim