Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wisi nad wiosko, mówio Dunaj i pac cielaka po głowie: Wiemy już, co ty nam wywróżył, wyrodku!
Ale Domin spokojnie nas i dziada pocieszajo, że nima czego boić sie: bagno było i bedzie, żyli my tu po swojemu i bedziem żyli. A ciele nic do tego nima, całkiem ładny cielaczek, tyle że niedonoszony, ale podchowa sie w chacie i bedzie z niego krówka że hej! A tatko pytajo, czy ono czasem wojny nie wroży? Coś dawno armatow nie było słychać. Nie idzie jaka wojna?
E, wojny teraz jedna za drugo, jak nie tu, to tam, dziad na to, strasznie dziś ludzie zaczepne, bijo sie i bijo.
A mniej więcej o co?
Tego za bardzo nie wiadomo. Krew sie w ludziach burzy, jeżdżo, wyjeżdżajo, przyjeżdżajo, nieznajomych dużo, oszukaństwo, złodziejstwo, nienawiść, Pambóg z tym nie daje rady.
Nu tak, kiwamy głowami na dziadowe gadanie, stary już Pambóg, ileż lat może mieć, ile tysięcy! Człowiek sta dożyje i już do niczego, prochno, a on od początku czuwa! A gospodarstwo jego to nie kawałek łąki, piachu, koń, krowa, o, jego gumno długie, szerokie, za rok, za dziesięć lat nogami nie obejdziesz. I sprawiedliwie gadacie, dziadku, za dawno Pan Jezus porządki robił, przydałoby sie, żeb znowuś na ziemie zstąpił, zobaczył co nawyrabiało sie, poładził, poratował. Opowiada dziad, a skła-