Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak na nieszczęście. Ale chibaż do nas tu na bagno zaraza nie dojdzie, pytamy sie dziada, my tu bezpieczne? On powiada, że przyszed z Suraża, surażaki dużo gadajo o bagnie: że ma być osuszone!
Co? Osuszone? Jak to osuszone, pytamy sie, jakże bagno może być osuszone? Bagno?
Pierwszy Filip zaczoł śmiać sie, a za nim Kuśtyk, Domin, ja, tato: Ha, ha, ha, osuszone bagno, ha ha ha, bagno osuszone! Czym? Wiadrami? Szmatami? Może ogień rozpalo? A może, ha ha ha, może piaskiem błoto zasypio! Oj, dziadku, dziadku, wy musi z nas śmieszki stroicie! Możno góre przenieść? Rzeke zawrocić? Tak samo z bagnem: jakże bagno osuszyć!
Jak, tego nie wiem, on na to, ale wiem, że wójt gadał o tym w Surażu. I powiem wam więcej, mowi dziad cicho, na dżwi sie oglądawszy, do nas sie nachyliwszy: oni dziś abo jutro przyjado do was na zebranie! Bedo was kusić, namawiać, obiecywać!
Przyjado? pytamy.
Na zebranie?
Kusić?
Do czego kusić?
Tego dobrze nie wiem, odpowiada, ale wiem, że bedo! Nie podoba im sie, że jest wioska, co żyje jeszcze po dawnemu, po bożemu!
A czym niby oni przyjado?
Maszyno!
Ucichli my, patrzym sie na dziada, na siebie, straszno czegoś. Ot i już wiadomo, co za plaga